Rouen

Rouen

sobota, 30 maja 2015

Prognoza pogody...

… na najbliższe 3 tygodnie.
(Tylko u mnie!)


O zachodzie słońca, w porze drugich nieszporów uroczystości Trójcy Przenajświętszej, dnia 31 maja (to już chyba dziś) z W-wy (17h55) wyruszamy pociągiem do Kolonii (06h13). Stamtąd regionalnym do Akwizgranu. Z Akwizgranu, belgijskim, w całkiem niezłym stanie asfaltem, do Saint-Quentin. To już Francja. Kolejne miejsca/miasta, które uwodzą i ujmują nie tylko gotycką, katedralną gościnnością (o niej będzie osobny wpis), to: Peronne dalej biały kamień, jakby wyrzucony z procy Dawida w kierunku niewidzialnego olbrzyma - katedra w Amiens. Następnie gotyckie ale nie katedralne: Eu, Dieppe, Auffay, Jumièges, Bernay.
Lisieux, Sees, Caen, Bayeux, Coutances to już katedry i czas gotyku. No i na deser wzgórze nad którym swoją władzę sprawuje Archanioł Michał - Mont-Saint-Michel. To zarazem najdalej wysunięty na zachód punkt trasy, miejsce, gdzie ląd obniżając swój poziom schodzi pod lustro wody i odbija się w nim tak, że ulegamy złudzeniu, że jest odwrotnie. Ja postanawiam pozostać po właściwej stronie tej granicy i po jednodniowym "farniente" wyruszyć w kierunku przeciwnym od oceanicznych, księżycem regulowanych kaprysów oceanu, na południe, w stronę Laval (po drodze - Dol de Bretagne). Z Laval, w zależności od sił i stanu żagli będę się starał dotrzeć do Poitiers (przez Angers). Jeśli się nie uda - już w Laval skręcę w stronę Orleanu przez Saumur i Blois czyli prawie królewskim traktem. Zamki, będące ponoć główną atrakcją tego odcinka drogi pozostawię na boku, wizytę i ewentualne w nich zamieszkanie odkładając na wiek przyszły.
Zanim udam się w kierunku podparyskiej zabudowy i otaczających ją wieńcem gotyckich kościołów spróbuję jeszcze w Saint Benoit odnaleźć ślady walki o duszę Maxa Jacoba.
(Kapitel świątyni zna już wynik tych "zapasów".)
Dalej czeka mnie Reims a w nim małe face2face z pewnym Aniołem (znamy się już wystarczająco długo, by tak o tym myśleć).

Tak w telegraficznym skrócie wygląda prognoza "pogody" na najbliższe 3 tygodnie. Nie wklejam tu mapy. Jest ona kilka wpisów wstecz. Aktualna, sporządzona na mój, podróżny użytek bardziej przypomina analizę meczu piłkarskiego opowiedziana ręką Jacka Gmocha. Darujcie więc proszę ale nie dająca się uprościć liczba wariantów czyni ją (dla Was) absolutnie nieczytelną.

Od Reims droga jest już raczej ścieżką przyrodniczą. Jej monotonię przełamują ślady wojennych batalii (I i II) i wspólne dla biorących udział w konflikcie stron nekropolie. Sedan, La Roche en Ardenne i na koniec Aachen. (Tak, miasto, w którym tak wiele pamiątek z epoki ottońskiej, że oochy i aachy jak najbardziej na miejscu. Ja jednak wolę starożytną nazwę.)
Ostatnie danie to Kolonia w niej nie katedra, która przysiadła sobie na głównym placu miasta, monumentalna i perfekcyjna summa niemieckiego gotyku ale mało widoczny, pozostający w jej cieniu - jak wszystkie romańskie kościoły miasta - St.Severin Kirche.
Dlaczego akurat ten a nie np. Gross St.Martin? O tym będzie osobny wpis.
Wieczorem na dworzec podstawia się pod mój rower specjalny, muzyczny pociąg pod dyrekcją Pana Jana Kiepury i niezależnie od kaprysów po drugiej stronie sceny pojedziemy do Warszawy przez Berlin.
Cała wyprawa potrwa 3 tygodnie.
Więcej urlopu nie posiadam i serdecznie z tego powodu żałuję.

I jeśli uda mi się ogarnąć techniczną stronę przedsięwzięcia - obiecuję relację "live".

Przyjaciół proszę o modlitwę, bym nie zbłądził, by stopa nie utknęła mi w jakiejś pułapce, a dusza nie przywiązała się zbytnio do ujrzanych cudów.

wtorek, 26 maja 2015

Kiedy rower będzie już duży…

Jeśli prawdą jest, że przemiana chłopca w mężczyznę jest procesem złożonym (z perspektywy Rodziców niekiedy nieznośnie przedłużającym się w czasie), to również prawdą będzie, że proces ten znaczą co najmniej dwa rodzaje (duchowej) aktywności.
O ile pierwszą - pragnienie zdobycia ręki księżniczki - rozbudzał kanon dziecięcych lektur, to druga nasuwała się niemalże samoistnie w postaci epizodów, najczęściej wojennych, których celem było przywrócenie zniewolonej przez złego rycerza (lub smoka) księżniczce wolności.
Wszystkiemu zaś winne były poruszenia serca, tego serca, które z trudnych do zrozumienia racji zdawało się nie dostrzegać bądź tylko chwilowo lekceważyć fakt, że piękne nie zawsze znaczyło to samo, co dobre...

I choć większa część powstałych w ten sposób zapasów ze światem nie opuszczała granic chłopięcej wyobraźni, to jednak - (niech) nikt nie ważył się wyśmiewać podwórkowych walk na drewniane miecze, drobnych otarć naskórka, snu bez kolacji...


Jednak niedobrze się działo, gdy chłopięce pragnienia pozostawały jedynie mrzonką lub, gdy ciekawość, co znajduje się "za granicą" rodzicielskich zakazów sprowadzała się do wykradania jajek z kurnika sąsiada.

Dobrze więc, kiedy przełamując lęk przed nieznanym przeprawiałeś się na drugą stronę dworca, który dzielił miasto na 2 obce, a z opowieści dorosłych wynikało, że również wrogie sobie części.
I dobrze, kiedy, nim miasto odkryło przed Tobą ostatni swój sekret, który raczej nie przypadł Ci do gustu, odkryłeś w sobie pragnienie podróży do Miasta Odległego, które do tej pory znałeś tylko z opowiadań.
(I w końcu nadszedł dzień kiedy wyprawiłeś się tam wiedząc, że całą podróż będziesz musiał spędzić na korytarzu zadymionego wagonu).


A dziś? Dobrze, jeśli wciąż brzmi Ci w uszach pytanie chłopca o to, jak przy pomocy leszczynowego kija pokonać armię nieprzyjaciela.
Źle, jeśli od czasu, kiedy wymówiłeś je po raz pierwszy urosły i wydoroślały tylko słowa.
A gdybyś miał jeszcze odwagę i spytał o chłopca z roweru, powiem Ci, że nie odjechał zbyt daleko. Wciąż jest w zasięgu myśli. Gdzieś pomiędzy historią miłosną a kolejną wyprawą "wojenną". Tak, w tej właśnie kolejności: pomiędzy pragnieniem serca, na które nie ma odpowiedzi a kolejnym planem podboju świata...

Bo mężczyzna musi się troszczyć o to, by chłopiec w nim wciąż chciał rosnąć.
I o rower też.